Laura Bellini: Ostatni frustrat Europy

Wydanie 1 , 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone.

ISBN 978-83-942796-0-8

Czerwiec

03.06. 2015

Godz.00.55

Jeszcze drugiego zaczęłam jedno opowiadanie i właśnie je skończyłam. Jedno z lepszych. Objętościowo już mam więcej  tekstu opowiadań niż tego dziennika. Podoba mi się moja płodność. Jedyny feler, że jestem taka śpiąca.

Byłam u lekarza z tarczycą. Na stówę mam Gravesa- Basedowa. Pani profesor dała mi namiary na profesora okulistę, ma sprawdzić, czy mam wytrzeszcz.

Byliśmy na pizzy w rustykalnie wystrojonej restauracji. Fajnie było. Jutro przyjeżdżają nam macherzy od internetu. Nikt z wydawnictw się nie odezwał.

Idę spać.

Godz.23.00

Chyba niedługo się zabiję. Jakieś fatum mnie ściga. W sobotę uderzyłam się w  kuchni o kant szafki w głowę, mam guza i było to bardzo bolesne. Dzisiaj spadły na moją głowę znienacka drzwi przesuwne z szafy Ikea, ciężkie jak cholera. Uderzyły mnie z boku, od strony guza i  skroni. Mam napuchnięty łuk brwiowy. To był taki szok, w szyi mi coś chrupnęło, głowa mnie lekko boli  i kręci mi się w niej, prawe ucho się zatyka i odtyka. Miałam szczęście, że szyba nie pękła i nie przecięła mi skóry, nie zabiła.

Powinnam uważać. Takie rzeczy mi się nie zdarzały, a teraz raz za razem. Do trzech razy sztuka… Oby nie.

Od dzisiaj mamy zainstalowany internet w mieszkaniu, normalnie postęp. A wiecie, że teraz po tym kiedy włączam komputer nie otwieram przeglądarki (a zaczynałam od tego), tylko pliki Word? I w taki sposób tekstu mi przybywa.

Dzięki temu może jeszcze dziś w nocy wyślę bajkę do ekorekta24. Tekst na  e-booka musi mieć korektę. Redakcję zrobię sama.

Wątpię w to, że jeszcze któreś z wydawnictw się odezwie, choć został tydzień. Dziesięć wydawnictw przemilczało bajkę. Chyba wiem, gdzie tkwi przyczyna, uważają ją za zbyt ambitną i za bardzo refleksyjną, a nie wesoła i pogodną, w sensie ‘dziecinną’. Jest to przykre, ale jakoś mnie nie dziwi – chyba pisane są mi e-booki, a nie książka papierowa na razie i to będzie moja droga.

Wydawnictwa self- publishingowe chyba są zbyt drogie. Wolę mieć stronę i samemu dobrowolnie sprzedawać e-booki. Więcej zarobię, tylko zasięg i promocja będzie mniejsza.

16.06.2015

Jest  godzina dwudziesta druga  szesnaście  i zasiadam do dziennika.

Zaklinam czas. Zostało mi tylko dwa miesiące macierzyńskiego i dziewięć dni. Dwa tygodnie przed końcem urlopu rodzicielskiego muszę się określić, czy wracam do pracy, czy nie.

Łudzę się nadal, że nie.

Nigdy nie miałam tendencji, do tworzenia się podków pod oczyma, i pomimo pracy zmianowej, nie tworzyły mi się. A tu teraz nagle się pojawiły. Dziecko się budzi, a ja, mimo to zarywam noce na pisanie do drugiej, trzeciej nad ranem, nieraz czekam kiedy się obudzi w środku nocy. I wtedy się kładę, bo ostatnio później zasypia, np. dziś zasnął pół godziny temu, więc pierwsze budzenie być może będzie o drugiej- trzeciej. Jak nie pije soczków i koktajli, a wodę, to lepiej śpi, nie ma takiej rewolucji w jelitach i budzi się rzadziej.

Karmiąc go, wpadłam na pomysł co do moich opowiadań. Bo dawano mnie tu nie było i nie wiecie jakie są postępy z wydawaniem, własną stroną – a są. Być może zaraz je opiszę, ale najpierw, żeby mi nie umknęło. Do końca czerwca wyślę próbkę zbioru opowiadań – myślę około czterech, pięciu – do wydawnictw z pytaniem czy są zainteresowani wydaniem zbioru opowiadań. Chcę zyskać na czasie. Ponieważ cały zbiór chciałabym ukończyć do końca sierpnia, a we wrześniu myśleć o stworzeniu e-booka i jego sprzedaży na własnej stronie internetowej. Mam ochotę wyszukiwać wydawnictwa, nawet te najmniejsze, niszowe, może kogoś moje opowiadania zainteresują, bo naprawdę niektóre są świetne, nawet nie wiem jak to się stało, że przyszły mi do głowy i ja je napisałam. Średnio wydawnictwa zastrzegają sobie czas trzech miesięcy do rozpatrzenia propozycji wydawniczych. Wiem, że wakacje ten czas może nieco wydłużą, ale jeśli do piętnastego września nie będzie żadnego odzewu, to spokojnie mogę tworzyć e-booka  i z końcem września rozpocząć sprzedaż, bo raczej nic się nie zmieni. A towarzyszy mi poczucie, że jeżeli opowiadania się spodobają, to któreś spośród nich odezwie się wcześniej.

Chodzi mi o to, aby dać sobie szansę bycia wydaną w wydawnictwie tradycyjnym, gdyż zawsze to jest większy rozgłos dla debiutanta i prestiż oraz szansa choćby na nagrody, choć nie one są tu najważniejsze, a pozyskanie czytelnika. Dlatego wyślę już w czerwcu najlepsze opowiadania i będę wiedziała na czym stoję. A nie czekała do września, rozsyłała, a potem de facto czekała trzy miesiące, prawie do świąt Bożego Narodzenia na informację. Jeśli by takowa informacja nie nadeszła, tworzenie e-booka i jego sprzedaż odbyłaby się kilka miesięcy później. A dla mnie poszczególne miesiące, najbliższe są na wagę złota. Jeśli wcześniej mogę wydać i zarobić, a dzięki temu pracować nad nową książka, tym lepiej.

Jest to niezwykle płodny czas, im mniej zostało mi czasu, tym mam większe tempo. Cała ta adrenalina, niepewność stymuluje mój mózg i jest pobudzony jak po podwójnym espresso. Dlatego piszę, piszę po nocach, bo żal, aby te wszystkie myśli pouciekały, powstawały w mej głowie na darmo.

Jeśli chodzi o bajkę, to żadne z dziesięciu wydawnictw się nie odezwało. Teraz liczę na siebie i nie zostawię tak tego. Czy wiecie  że  Pippi Långstrump Astrid Lindgren nikt nie chciał wydać przez dwa lata? Takich pomyłek, ociągania się wydawców w historii literatury było więcej.

Bajkę zamierzam sprzedawać z własnej strony oraz przez Rozpisanych.pl – twór wydawnictwa PWN, zajmujący się prywatnym wydawaniem książek oraz ich dystrybucją z możliwością odpłatnej reklamy także.

Konwersja takiego tekstu na e-booka to koszt dwustu trzydziestu złotych, do tego dochodzą koszty korekty, która jest obowiązkowa i zależy od objętości tekstu. Myślę, że do pięciuset złotych się wyrobię, to nie jest tanio, no, ale w tym będzie dystrybucja. Feler – pięćdziesiąt pięć procent zysków pójdzie do mnie, czterdzieści pięć do wydawnictwa. Ale na własnej stronie sprzedając- sto  procent przychodu będzie zostawało w mojej kieszeni.

Może i inni zarobią, ale w tradycyjnym wydawnictwie też tak jest, autor tak naprawdę od egzemplarza  ma około  dwóch  złotych polskich. No a książka kosztuje około trzydziestu  złotych na przykład.

Ale potrzebuję korekty, konwersji –  pomocy – chyba to jest dobry wybór.

Dla mnie jest teraz najważniejsze wydawanie i zarabianie na tym, co napisałam. Nie rozpisuję się tu teraz na temat satysfakcji z pisania, bo to uczucie nie znika. Ale za nie, nie kupię pieluch dziecku, ani nie zapłacę za obiady. Nie zapłacę czynszu oraz gazu, prądu, rachunku za telefon, internet, etc.

Nie mam czasu na to by teraz nie być progresywną. Teraz taką muszę się stać.

Podkowy… Chyba będę musiała kupić puder na wielkie wyjście, czy do zdjęć, żeby jakoś to zatuszować, tę moją pisarską orkę po nocach. (Zapomniałam. Nie chodzę na wielkie wyjścia).

Aha. Robię stronę. Ale o tym jutro, bo właśnie zasypiam. Kilka godzin spędziłam na podwórku z dziećmi – przed południem i po południu. Słońce wyssało ze mnie wszystkie soki, tyle się naspacerowałam, napchałam wózka…

Muszę jeszcze opisać historie wydawnictwa chętnie wydającego debiutantów, ale za ich własne ‘grube’ pieniądze. Na to mnie nie stać, o nie. I nie o to mi chodzi, by do książek tyle dokładać, a wesprzeć je, ale zarabiając, bo serio nie stać mnie na taki interes. Gra nie wydaje mi się warta świeczki. Wychodziło na to, że więcej wydam, niż mam szansę zarobić. Nie opłaca się to. I nie stać mnie na to.

A teraz już naprawdę nie mogę wytrzymać, a jeszcze muszę napisać maila.

17.06.2015

Nie mogę się załamać… Nie mogę się poddać.

Druga połowa oczekuje większego zaangażowania w swoje- jego plany. Kibicuję mu, ale nie mogę tak mu pomóc, jakby chciał, bo dla mnie już nic nie starczy. Wyrywam momenty na pisanie, a o pisaniu myślę prawie stale, bo przebłyski wśród potoku zajęć i oddania dzieciom są cały czas. Gdy tylko mogę bezkarnie myśleć o książkach, opowiadaniach, to odbiegam myślami właśnie do nich.

Druga połowa chce, abym pisała, to na pewno, ale jakiś niewypowiedziany zarzut wisi w powietrzu, jakaś pretensja ledwo uchwytna.

Nie zostawię tego. Nie porzucę tego, co już zrobiłam.

Nie jedziemy na wakacje, jak typowa polska rodzina, bo większość jednak nie stać na taki luksus. Wysyłamy Starszego na obóz w góry. Ma pobierać m.in. naukę gry w tenisa i pływania. Obóz dwutygodniowy. Dobrze, że przynajmniej on coś będzie miał z tych wakacji. Bez wątpienia sobie zasłużył, średnia ocen: 5, 0. Pięknie. Jestem z niego dumna, a jakże.

Ale nie boli mnie to jakoś bardzo, że nie pojedziemy, choć żal mi Maleństwa, że nie pobawi się w piachu plaży. Za rok może już się uda.

Jestem w samym ogniu działania, to mi teraz leży głównie na sercu. Tak jak wczoraj wspominałam – zamówiłam stronę internetową. Przeczesałam internet i znalazłam tanie stronki. Gościu oddał mnie swojemu koledze i on podjął się zrobienia strony w wordpressie. Cena to osiemset zł. Wezmę z wypłaty i becikowego, bo w piątek dostaniemy (dopiero) oraz może część z odliczenia PI- u na dzieci. Odliczenie podatku i becikowe ratuje mnie tu, bo inaczej nie miałabym skąd wziąć forsy. Traktuję to jako inwestycję, dlatego nie mam poczucia, że okradam dzieci. Do dwóch tygodni strona powinna być gotowa.

Tak samo czekam na pieniądze, aby wysłać bajkę do wydawnictwa i zapłacić za korektę oraz przygotowanie e-booka. Szwagier, artysta malarz przygotowuje mi okładkę. Jak tylko skończy i jakaś kasa pojawi się na koncie wysyłam do Rozpisanych. Chyba to jest dobre wyjście, skoro zapewniają dystrybucję. Będąc anonimową debiutantką, ciężko jest się przebić.

Czerwiec jest taki gorący. A ja zestresowana, z zesztywniałym karkiem, napiętymi mięśniami, że aż bolą. Garbię się przy tym komputerze niedospana. Ale walczę…

Nie zrezygnuję z siebie, nie zrezygnuję z tego co mi w duszy gra! Czuję, że nie wolno mi tego robić!

           Opiszę jeszcze wymianę mailową z innym wydawnictwem self-publishingowym. Rozpisałam się z miłą panią, która bardzo zachęcała mnie do wydania u nich, a że nie przesyłam tekstu , tylko zadawałam pytania, szanowna pani wyliczyła mi, że przykładowe pięćset egzemplarzy książki papierowej stustronicowej kosztuje około sześć i pół tysiąca. Przy tysiącu egzemplarzy cena spada do ośmiu tysięcy sto polskich złotych.

Po tej informacji wysłałam swoją bajkę, którą oceniła na czterdzieści stron czcionką New Times Roman, rozmiar  trzynaście i pięćset egzemplarzy będzie kosztowało  pięć tysięcy sześćset złotych (!). A tysiąc egzemplarzy– sześć tysięcy osiemset pięćdziesiąt złotych.

Moja bajka objętościowo jest mniejsza o sześćdziesiąt stron od pierwszej oferty, a tu taka cena, taka przebitka.

Podziękowałam. Za ile musiałabym sprzedać każdy egzemplarz, żeby mi się to zwróciło?

Nie mam takiej manii wielkości, żeby płacić krocie, ażeby moja książka leżała na półkach.

Dlatego wybieram tańsze rozwiązanie: e-book. Wyjdę z książka do ludzi w sieci, których przybywa coraz więcej, a dalej zobaczymy, jak się to rozwinie.

Akacje przekwitły, zaczynając kwitnąć jaśminy. Narwałam bukiet do domu. Stoi na parapecie  w kuchni i pachnie.

19.06.2015

Czy kiedykolwiek zdarzyło wam się zjeść gotowaną fasolkę szparagową przysmażona na maśle z kaszą manną?

Nie?

A mnie właśnie tak, wczoraj na kolację. Ponieważ mąki i wszelkiej maści sypkie produkty w obawie przed molami trzymam w słoikach, to pomyliłam słoik z bułka tartą i kaszą manną, którą często używam do posypywania brytfanny przy pieczeniu ciasta. Smakowała bardzo dobrze. Byłam zaskoczona EFEKTEM.

Ciekawe, ile ciekawych połączeń, smaków powstało poprzez nieuwagę, wypadek?

Podobno ciasto Brownie właśnie ma taka genezę. Gosposia zapomniała dodać do ciasta czekoladowego proszku do pieczenia. Zwyczajna skleroza, a powstał taki wynalazek! Znakomity deser.

Pan od strony przesłał mi na maila zrzut pierwszej strony- screen. Szybko, ale będzie zmiana kolorystyki.

22.06.2015

Dzisiaj zakończyła się szósta sprawa sądowa w moim życiu. Ta, po trzech latach. 

Wiem jedno, sprawiedliwości się nie do sądzi w polskich sądach, cały poświęcony  czas, trudy wszelkie, drobiazgowa dokumentacja nie są ważne. Ważne jest tylko to, co się wydaje sądowi i co wypada, co jest ogólnie przyjęte, a tak naprawdę niewzorcowych sytuacji…

Ach, nie warto tu nawet o tym pisać. Już kiedyś tutaj wspominałam ze Wymiar Sprawiedliwości to jest Domiar Niesprawiedliwości. Tego doświadczyłam. Rozumiem  pokrzywdzonych i rozgoryczonych polskim prawem, orzekaniem, sędziami. Naprawdę.

Ale na dzisiaj- nie, że  jestem szczęśliwa, absolutnie; ale troszkę wolna. Sprawa wisiała nade mną jak bicz, nie muszę o tym myśleć, że jutro jadę do tego przeklętego sądu.

Zrobiłam spis treści bajki, drugą stronę po tytułowej. W czwartek będę z siostrą dopracowywać okładkę i w piątek może już wyślę do Rozpisanych. Muszę napisać sama do Biblioteki Narodowej o nadanie numeru ISBN.

27.06.2015

Godz.01.09.

Mam stronę internetową! Właśnie z niej wyszłam, bo odebrałam i uczyłam się obsługi. Skonfigurowałam pocztę. Muszę założyć facebook, instagram, twitter- bo zdecydowałam o tych mediach, po to, by poszerzać kręgi i możliwości dotarcia do potencjalnego czytelnika.

Dobrze, że dzisiaj wpłynęła wypłata, bo zapłaciłam od razu za stronę. Z becikowego reszta kasy już dzisiaj poszła. Generalnie popłaciłam rachunki, raty, czynsz i to nie wszystkie i zostało mi  pięćset zł! A jeszcze są rzeczy do zrobienia i zapłacenia…. Z czego tu żyć?

Ale strona jest, stronka kochana, własna – naprawdę cieszę się ogromnie, że jest. Czuję, że to była słuszna decyzja, i poślednio dzięki niej również nastąpi  zawodowy przełom w moim życiu.

O numer ISBN nie składałam podania, bo żyłam stroną, byłam w kontakcie z twórcą, trochę tego pisania wzajemnego się odbyło.

Do tego dzisiaj, jak wiadomo odbyło się zakończenie roku szkolnego. Wczoraj po to, by godnie uczcić to zakończenie, piekłam w nocy ciasto- niespodziankę dla syna, umyłam włosy – poszłam po trzeciej spać. Chciałam się postarać, być przygotowaną. Mąż poszedł na zakończenie, a ja zostałam z chorym Maleństwem.

Przyjechała moja mama; kiedy mężczyźni wrócili z akademii, było oglądanie, opowiadanie, gratulowanie, odświętny wystrój, kawa i ciasto. Truskawki z działki Mamy i egzotyczny arbuz. Synuś ma wakacje, a rodzice też… Nie trzeba tak wcześnie wstawać (brrrr) Siedzę po nocach, nad ranem najlepiej mi się śpi.

Nareszcie trochę wolności…

……………………………………………………………………………………………

Jeśli Ci się podobało, możesz mi postawić kawę.

Dziękuję.