Tadam!!!
To właśnie dzisiaj, w ten piękny, siódmy dzień października odbywa się premiera mojej najświeższej książki, pt.:”List w butelce”.
Zapraszam Was wszystkich do przeczytania pierwszego darmowego rozdziału, zapewniam Was- będziecie musieli sprawdzić, co dalej!
Rozdział pierwszy
Nareszcie dniało, bo przez całą noc wicher dął ze straszliwą siłą huraganu. Maciuś nie mógł zasnąć i przez całą noc nasłuchiwał szelestów, świstu wichury oraz plusku wzburzonej wody. Czyżby na rzece nieopodal domu robiły się fale?
Maciuś wyobrażał sobie po ciemku ich grzbiety. Zastanawiało go to, czy stawały się białe i pojeżone jak nad morzem? Trochę się bał. Na szczęście kot Mruczek spał w nogach jego łóżka i ciepło od niego płynące krzepiło go i dodawało mu otuchy.
Wichura zerwała linie energetyczne i mama przyniosła mu do pokoju świecę, którą położyła na stoliku, wcześniej umieszczając ją w zabawnym domku- lampionie. Od razu zrobiło się przytulniej. Ale Maciuś nadal czuł się niespokojny. Przeczuwał, że rankiem po śniadaniu musi zejść nad rzekę, by zobaczyć… Tylko co takiego? Nie wiedział. Musiał to sprawdzić.
Po dobrym śniadaniu: wypitym kakao i chałce posmarowanej nazbyt grubo masłem, zszedł nad rzekę. Mruczek ruszył jego śladem. Daleko nie musieli iść.
– Oj, Mruczku, Mruczku, po co za mną leziesz? Zachowujesz się jak pies!
Mruczek na to machnął ogonem i przymilnie wilgotnym pyszczkiem przejechał po nodze Maciusia.
– No chodź, chodź mój przyjacielu. Sprawdzimy, czy rzeka nie wylała.
Fal na rzece nie było, a raczej flauta kompletna. – Żadnych zmarszczek, śladu prądu. Brzeg był mokry i piasek mocno porozbryzgiwany wzdłuż koryta. To świadczyło o dużym pędzie wody, a może i falach.
Kopiąc kamyki i niosąc już Mruczka na rękach, by ten nie pobrudził śnieżnobiałych łapek i białego brzucha, Maciuś szedł wzdłuż brzegu rzeki. Pod lasem zauważył stare powalone drzewo. Nagle przy zagięciu koryta rzeki ujrzał dużą, beczkowatą butelkę zatkaną korkiem. W środku znajdował się jakiś zwitek papieru.
Maciuś jak zahipnotyzowany wpatrywał się w nią. Potem rozejrzał się dookoła, ale był sam jeden ze swoim kotem i żywej duszy nie było widać na horyzoncie. Jakby wszyscy wyjechali. Uznał, że może sprawdzić, co to jest. Patykiem sobie pomógł i dosięgnął szyjki butelki. Wyjął ją.
– Mruczku? To chyba do nas?
– Mrauuuuu- Mruczek się zgodził i błysnął zielonym okiem.
Korek był mocno nabrzmiały, naciągnął wody, że spuchł jak bania.
– Nie wyjmę go sam. Będę musiał rozbić butelkę. Odwróć się – polecił kotu.
Maciuś położył butelkę na trawie i rzucił w nią kamieniem. Rozsypała się w drobny mak. Chłopiec z wielkim zacięciem wytrzepał i odmuchał list z okruszków szkła. Przeczytał:
Statek Pogromca Mórz
W dniu 01.07.2016r. statek wypływa z portu w Gdańsku. Poszukiwany Majtek- chłopiec, który nie boi się fal. Za wikt i wykonaną na statku pracę popłynie w darmową podróż i przeżyje przygodę życia.
Kapitan Skarabeusz.
Maciek wpatrywał się w list jak urzeczony. Statek wypływał z portu pierwszego lipca, a więc w wakacje, w czasie wolnym od szkoły! Za trzy dni! Jego młodzieńczy wiek – ośmiu lat – nie powinien stanowić przeszkody, kapitan Skarabeusz pisał wszak o chłopcu. W jego głowie powoli kiełkował plan…
Dziwna to była noc. I dziwny list, który zawędrował właśnie tutaj, prawie pod dom Maciusia. To nie mógł być przypadek. Myśli Maciusia tamtej nocy o falach także nie były przypadkowe. To one przygnały butelkę do niego. To był znak. Maciuś postanowił wyruszyć w drogę.