Laura Bellini: Ostatni frustrat Europy

Wydanie 1 , 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone.

ISBN 978-83-942796-0-8

Grudzień

01.12.2015

Owulacja…

Zabiłeś we mnie kosmos.

Zamiast kochać się ze mną i oddać orgii kochania, ja oddaję się orgii obżarstwa..

Wszystko zepsułeś.

Byłam stęskniona.

Byłam spragniona.

(Znów mnie wkurzyłeś przytykami do przeszłości)

Gapc się w ten telewizor

– przyznaję, sporadycznie.)

Wszystko zepsułeś.

Nie czuję już radości, że się widzimy.

Czuje wściekłość, bo tak mnie witasz. I odpowiadasz na zaloty.

Znów wkurw. Mam to gdzieś, że wtedy najlepiej mi się pisze.

Wolałabym nie pisać, a kochać się z tobą.

Winny.

To są małe zabójstwa miłości.

Podcinanie jej skrzydeł.

A Ty?

Powiedziałam o tym wprost.

A Ty zepsułeś.

(Czyżby zmęczenie, po całym dniu bycia z dzieckiem?)

Tak wolisz.

Twój wybór.

Tyle mogę zrobić…

Założyć czystą pidżamę.

23.12.2015

Święta.

Jeszcze nigdy dotąd  nie zdarzyło mi się nie upiec ani jednego ciasta na święta Bożego Narodzenia. Pierwszy raz kupiłam! Siostry poratują swojskimi wypiekami przy stole, ale nasze zaopatrzenie jest bardzo słabe. Wyjątkowo w tym roku. Moja praca. Do tego świadomość wesela w drugi dzień świąt, aż tyle zaopatrzenia nie trzeba było robić. A że o weselu niż świętach myślało się bardziej, rozumie się samo przez się. Potańczymy z mężem. Już zacieram ręce i szykuję kopyta.

27.12.2015

Odbył się ślub i wesel mojego kuzyna rówieśnika. Dwudniowe wesele. Zamiast sylwestra. Byłam u fryzjera, miałam szałową fryzurę, zrobioną na falownicy, coś a la Margaret. Mąż był tak zachwycony, aż powiedział, iż jakbyśmy mieli pieniądze, to co tydzień mogłabym chodzić. Potańczyliśmy. W sukniach starych poszłam. Na pierwszy dzień, z komunii od Starszego, na drugi sprzed siedmiu lat z wesela kuzynki, ale było inne towarzystwo, więc mnie nie widzieli w tej kreacji. Najlepszy był komentarz mojej babci: ale się przebrałaś! Nie: ubrałaś, wystroiłaś, tylko przebrałaś! Nie poznałaby mnie. Miałam na sobie czarną suknię w duże czerwone róże, czerwony kwiat na włosach i czerwoną szminkę na ustach.

W prezencie daliśmy moją świąteczną premię.

31.12.2015

Patrząc na to, co zapisałam w grudniu, uśmiecham się do siebie. Taka lapidarność tekstu. Tyle dni bez zdania… Na przestrzeni dwunastu miesięcy, widać że te ostatnie, po powrocie do pracy, to skąpe zapiski. Mówiące więcej niż słowa.

Dziś jest ostatni dzień starego roku, dobrego/złego dwa tysiące piętnastego roku. Z przewagą na dobrego jednak. Po cichu snuję  podsumowania:

Wydałam książkę.

Napisałam zbiór opowiadań.

Zrobiłam swoją stronę internetową.

Zdecydowałam się na pisanie, nieodwołalnie… Ten rok pokazał mnie samej, że pomimo przysłowiowych kłód pod nogami, pisanie jest constans. Jest to stan mojego ducha i głowy, pomimo życia, pracy, dzieci, męża – dzieje się we mnie. Wiem, że pomimo dłuższych bądź krótszych przerw, nie zrezygnuję z niego.

Zaliczyłam powrót do pracy. Niechciany.  Rok macierzyńskiego miał być rokiem cudu, odwodzącym mnie od etatu, to się nie udało. Na razie, bo nadziei na przyszłość nie tracę. Zbyt dużo nocy zarwałam i stron zapisałam, by się poddać. Z kolei moje teksty podbudowały moje pisarskie ego. Widzę w tym sens. Nie wiem, czy to nie najważniejsze. Widzę sens mego uporu, bo nie jest to najgorsze. Bo powołanie nie znika, czy jak wolisz – nie potrafię uciszyć chcenia.

Przez moje pisanie więcej zyskałam niż straciłam. Rozwinęłam się duchowo, emocjonalnie. Dzięki niemu odczuwam wewnętrzny rodzaj swoistego szczęścia.

A dzieci!? O dzieciach lepiej nie mówić, bo przez rok zrobiły co najmniej skok cywilizacyjny!

Z nadzieją patrzę w dwa tysiące szesnasty rok…

……………………………………………………………………………………………………

To już ostatni odcinek.

Dziękuję, że ze mną byliście przez te dwanaście tygodni.

Zwyczajowo, zachęcam Was do postawienia mi wirtualnej kawy, jeśli Wam się podobało.

Dziękuję:-)