Laura Bellini: Ostatni frustrat Europy

Wydanie 1 , 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone.

ISBN 978-83-942796-0-8

Lipiec

01.07.2015

Godz. 01.18.

Zasiadam do dziennika dopiero teraz, bo sprawdzałam wszystkie konta internetowe. Zakładałam też nowe, do własnej strony. I tak, mam już konto na facebooku i twitterze. Zostało mi do założenia na instagramie. Nie potrafię ich skonfigurować ze stroną. Chcę napisać do mojego administratora, ale właśnie mam problemy z połączeniem internetowym. Dlatego weszłam na dziennik, by donieść o postępach i nowościach.

Męczące są te wszystkie ‘nowinki’ technologiczne. Zabierają tyle czasu, który tracę, zamiast pisać konstruktywne teksty, np. opowiadania. Nie piszę niczego, poza zajmowaniem się ‘dociągnięciami’ ze stroną. Towarzyszą mi przemyślenia na temat języka. Przez te wszystkie media społecznościowe nasza kultura zbliża się do piktogramów. Emotikony, hasztagi, pojedyncze słowa- klucze. Takie skrótowe podejście do wszystkiego. Czy ludzkość za dwieście lat będzie potrafiła rozwinąć wachlarz emocji i uczuć? Czy piękno zdań, również długich nie zginie? Kurczymy ponownie nasz przebogaty język. Jak gdyby osiągnęliśmy maksimum rozwoju, po to by znów go redukować, sukcesywnie tracić. Od rysunków do rysunków? Nie przeczę, że to wygodne i szybkie – takie puszczenie buziek. Ale nowe pokolenia, pokolenia kciuka na telefonie, ich dzieci i wnuki  być może będą mieć problem z wyjściem z tego zredukowanego językowo świata.  Zdania wymieniane na pojedyncze słowa, a słowa w przyszłości na monosylaby? Taki kod tajemny, język skompresowanych skrótów.

                    Nie mam kasy na zrobienie e-booka. Urząd Skarbowy ma czas na wypłacenie odliczenia od podatku do końca lipca. Nie wiem, co ja sobie ubzdurałam z tym, że do końca czerwca muszą wypłacić pieniądze. Przecież mają czas: trzy miesiące; a my rozliczaliśmy się  z końcem kwietnia, a więc do końca lipca możemy się spodziewać…

Ostudziło to mój zapał. Zapłaciłam za stronę z wypłaty, której na macierzyńskim dostaję osiemdziesiąt procent, popłaciłam rachunki i nie mam kasy.  Nie wiem jak ten miesiąc przebiedujemy, przynajmniej do pieniędzy z urzędu. ..

A szkoda, bo przygotowanie e-booka ma zająć dwa tygodnie,  zanim to zrobię… A zanim będą pieniądze, to może być sierpień. A książka być może by coś zarobiła przez ten lipiec, gdyby była… Rozważam pożyczenie pieniędzy, ale honor jeszcze nie pozwala. Tylko złość mnie bierze, bo na stronie jest sklep i dobrze uwidoczniona ta funkcja, a nie działa, bo e-booka nie ma.

Chciałabym, aby ta strona i media społecznościowe były skonfigurowane           – wszystko hulało – wtedy znów mogłabym zająć się pisaniem…

Chciałabym się zajmować samym pisaniem, a tutaj trzeba zajmować się w dużej mierze promowaniem i sprzedażą. No bo inaczej klops!

godz.20.43.

Maleństwo zasnęło dzisiaj wcześniej, co za sukces!

Mogę pisać. Czy też tak macie, że zastanawiacie się nad tym jak jesteście osadzeni w momencie? W danej chwili? Czy siedzicie wystarczająco mocno?  Wszystkimi receptorami odbieracie rzeczywistość, czy tylko muskacie po jej powierzchni?

Ja chcę każdą chwilę przeżywać mocno i każdej się oddawać całkowicie. Jest to trudne, ale próbuję.

Cieszyć się pracą, obowiązkami i przyjemnościami, i świadomie je wszystkie czynić. Zaangażować się i czerpać z nich siłę, mądrość, uczucia…, satysfakcję z życia i istnienia. Cieszyć się, że to wszystko mogę czynić, a nie jestem chora. Cieszyć się, że mogę chodzić, tańczyć, śpiewać i pisać. Cieszyć się z tego, że mogę pić i przełykać oraz wydalać normalnie. Śmiać się, gryźć własnymi zębami. Cieszyć się nawet ze zmysłu powonienia, teraz kiedy kwitną bukiety lipowe i stać pod nimi i się inhalować ich miodowym zapachem.

Boże, jest pięknie. Dziękuję. Byle być zdrowym, a o wszystko inne się postaram…. Mogę się postarać … Ja sama. Bez pomocy. Mogę się starać…  Ile to ma w sobie wartości?! To ‘zabieganie o coś’ jest kuszącą perspektywą, bo pozostaje własną, niewymuszoną aktywnością, uzależnioną tylko od własnego widzimisię i potrzeb.

Możliwości? Bywają różne, ale o wszystko można się postarać. I to staranie, a nie cel, jest największą drogą rozwoju i radością.

02.07.2015

Moja strona ukończona. Konta na mediach społecznościowych założone, instagram też! Połączone, zsynchronizowane ze stroną. Wow!

Tylko e-booka brak.

06.07.2015

Mam dosyć. Gonitwa myśli. Nie mogę się skupić na pracy twórczej, bo… pieniędzy brak, stres. Druga połowa dwa razy powiedziała do mnie: możesz zacząć się szykować do pracy, bo chyba będziesz musiała.

Nic nie odpowiedziałam, ale w środku gotuję się ze złości. Sama wyczuwam sytuację, ale wciąż się łudzę… Poza tym, nie lubię jak ktokolwiek mi przypomina o tym, że będę musiała. W sumie oboje planowaliśmy inaczej, że jak się uda, to zostanę na wychowawczym. Jak się uda – i  nie tylko z moim pisaniem – bo druga strona też miała się do tego przyczynić, abym mogła zostać na wychowawczym. Na razie fiasko.

Strona internetowa niby jest, ale nie mam forsy na e-booka. Jak e-book powstanie, to będzie zbyt późno, by coś na nim zarobić. Zresztą, spodziewam się, że na starcie będą to groszowe sprawy.

Przeszukałam internet w sprawie stypendiów dla pisarzy. Znalazłam dwa interesujące. Jedno z ministerstwa, drugie z Fundacji Szymborskiej. Zamierzam aplikować. Ale wszystkie dopiero na 2016 i jesienią składa się wnioski. Rozstrzygnięcia z końcem tego roku i początkiem roku 2016. Może się załapię. Muszę napisać podanie i zgłosić projekt książki, która w ramach dotacji mam  później ukończyć. Nawet wcześniej chcę się wziąć za projekty i mieć je przygotowane, żeby nie zostawiać tego na gorący czas powrotu do pracy. Nie wiem czy zauważacie, że już piszę inaczej. Lakonicznie informuję, no i zaczynam pisać o powrocie w sposób, który czyni go bardziej prawdopodobnym niż wcześniej.

07.07.2015

Byłam na wizycie z tarczycą. Znów badania, znów wizyta stówę i leki w aptece kolejną setkę. Za miesiąc kontrola i kolejna wizyta oraz bardziej szczegółowe badania.

Mam ISBN dla bajki. Dużo siódemek.

11.07.2015

Dzidzi niedawno zasnęło, a w telewizji skończył się Bond  Świat to za mało, od połowy leciał w tle. Durny, ale jurny- jak zawsze.

Jest sobota. Starszy dziś wyjechał na obóz, właśnie dzwonił, zmęczony po pierwszej dyskotece.

Mało mnie tutaj było. Szkoda, że nie opisałam tych wszystkich emocji, które kotłowały się we mnie ostatnio. Miałam tak duży rozpęd wcześniej, a musiałam zwolnić, bo brak pieniędzy spowolnił realizację planów. Numer ISBN jest, bajka już dawno jest, okładka lada moment będzie gotowa, ale przelew na Rozpisanych.pl wciąż niedokonany, co skutkowałoby rozpoczęciem pracy nad e-bookiem. Rozważałam pożyczkę pieniędzy, ale nie chcę się prosić. Pożyczać, tym samym przyznawać się do braku, do własnych braków: zaradności, etc. Pożyczone, trzeba oddać.

Dzwoniłam do US w sprawie odliczenia od podatków. Pani powiedziała mi, że do końca lipca mają czas i że obowiązuje kolejność, kilka tysięcy osób jest przede mną. Nie prosiłam się, a podziękowałam za odpowiedź. Jednak mój telefon zadziałał. Jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłam wpłatę na konto! Nie muszę pożyczać (przynajmniej na e-book), mogę go dokończyć. Od poniedziałku zaoszczędzę te dwa tygodnia lipca, no i, jak podałam na koncie BN, premiera nastąpi  31 lipca.

Niczego nie piszę, rozbija mnie fakt, że muszę wracać do pracy. Nie wiem, czy bardziej żałosne były, czy śmieszne moje nadzieje i plany… Jednak to nie słomiany zapał, nie poddam się co do strony i pokazywania twórczości, tylko taki czas mam trudny…

Z drugiej strony, wczoraj u moich rodziców opróżniałam w starej meblościance moją szafkę. Zabrałam moje dwie powieści, zbiór opowiadań, początek trzeciej powieści…  Trzy Zeszyty wierszy. Miałam  wtedy piętnaście, siedemnaście lat – bardzo wiele pisałam. Zaskakuje mnie to. Dojrzałe, może przerysowane to było, ale komu chce się pisać W TYM WIEKU? Tylko tym, którzy mają takiego pisarskiego bzika. Tym, którzy połknęli bakcyla. Tym, którzy mają to w sobie, nie mogą zapomnieć o tym powołaniu, powinności- umysł, ciało – wszystko pcha je do tego by pisać, zapisywać.

Ostatnio dużo mi się śni. Ten ostatni sen był o pogrzebie i o tym, że byłam w zakrystii. Sprawdzałam w senniku – podobno oznacza to początek nowej drogi.

Plany na jutro? Dokończyć okładkę, przeczytać umowę z wydawnictwem i ją przygotować, jak będę miała jakieś wątpliwości wysłać maila z pytaniem. W poniedziałek mam nadzieje finalizować, czyli zapłacić i wysłać okładkę (na okładce rysunek Starszego), niech to w końcu ruszy. A jak od tego się uwolnię, chcę napisać wpis na stronę na temat wyjazdów kolonijnych, obozowych… Mama pomysł.  I wybrać  cztery, pięć opowiadań- o czym pisałam już wcześniej. Poza tym wiele obowiązków; jak rozwalony kran w kuchni, który trzeba w całości wymienić, i musimy jechać po baterię, wezwać fachowca, najpilniejsze i najbardziej uprzykrzające życie, poza tym, inne.

12.07.2015

Zrobiło się parno, jeszcze do południa było rześkie powietrze i trzeźwy błękit – jak nazywam niebo i błękit , przy  spływie powietrza polarnomorskiego. A potem odmienił się wiatr na zachodni, przynosząc parne, ciężkie powietrze i zaciągając powoli niebo chmurami o dosyć chaotycznym wyglądzie: chmury ławice, białe mleko plus siwe kłaczki. Niedawno padało, w nocy ma przejść front.

Chyba będę musiała zmienić metodę pracy. Zawsze pracuję jak sowa, czyli piszę po nocy, kiedy Maleństwo zaśnie. Problem polega na tym, że Maleństwo nie chce zasnąć. I ostatnio ten stan nachodzi go około godziny dwudziestej drugiej trzydzieści. Jest to późno. Oczywiście w nocy się budzi.

A z moją wytrzymałością coś jest nie tak. Nie mogę wysiedzieć do trzeciej, drugiej, ba, nawet pierwszej w nocy! Bola mnie nogi, zasypiam. Już dwukrotnie zasnęłam na siedząco i w momencie spadania z krzesła, budziłam się. Wczoraj położyłam się w trakcie pisania na kanapie ‘dwójce’ z podkurczonymi nogami, i tak do trzeciej spałam przy świetle w niewygodnej pozycji.

Ciało daje mi we znaki, hemoglobina jest w dolej granicy, brak witamin, bo krótkie paznokcie bieleją i  wyginają się na prawo i lewo. Mój lekarz mówi, że to również efekt przebytej nadczynności, która stresuje organizm, no i po niej organizm ma huśtawkę morfologii, witamin w ciele.

Pewnie to ma związek z moją wytrzymałością. Od pojutrze rana spróbuję zrobić z siebie rannego ptaszka. Może dwa tygodnie wystarczą, aby się przestawić. Spróbuje pójść spać o godzinie dwudziestej drugiej, około, nie później niż dwudziestej trzeciej. A wstawać o czwartej rano. Zażyć leki na czczo i zjeść nie więcej niż pół kromeczki oraz zrobić herbatę i zasiadać do pisania.  Może na dobre mi to wyjdzie. Po śnie powinnam mieć chłonny umysł, nie być zmęczoną oraz mieć względny spokój, oczywiście uwzględniając przebudzanie Maleństwa.

Do szóstej są dwie godziny, a do siódmej aż trzy. Zawsze to coś, może moja wydajność będzie większa, jak nie będę przysypiać.

Podobno najgłębsza faza snu występuje od godziny dwudziestej drugiej  do godziny drugiej nad ranem.  Zasypianie po godzinie drugiej nigdy nie nadrobi tego dobrego, regenerującego i głębokiego snu, który występuje wciągu tych czterech godzin. Spróbuję, aczkolwiek nie wiem, czy będę rano przytomna.

Tak mnie morzy jakoś… Albo to już starość. Mąż mówi, że wychodzi moje pisanie do trzeciej w nocy i fakt, że od dziesięciu miesięcy żadnej nocy nie przespaliśmy normalnie. Może. Ale ja nie mam czasu do stracenia. Muszę szukać wyjścia. Dlatego zaczęłam łykać witaminę A plus E oraz  C przepisaną przez lekarza. Sama od siebie zaczęłam łykać żelazo. W sumie nie brałam żadnych witamin, a cały czas karmię. To też mnie wyjaławia. Muszę jakoś sobie pomóc i radzić. Inaczej świat mnie nie usłyszy, a nikomu nie chce się już szukać, kiedy wszyscy wkoło są zajęci promowaniem samych siebie.

Wczoraj miałam fazę  na słuchania Niemena i dziś jego piosenki i teksty pałętają mi się po głowie. Dla mnie wiele tekstów piosenek to najlepsza poezja. Muzyka podbija wartość i sens słów. Zawsze byłam bardzo wrażliwa na słowa.

Proszę bardzo, już jest dwudziesta trzecia dwadzieścia osiem, mąż zaparzył mi rooibosa, czerwonokrzew może mnie wspomoże.

13.07.2015

Wątpię, że jutro wstanę o czwartej rano by pisać, bo jest dwudziesta trzecia cztery i zaczynam pisać teraz. Nawet nie chce mi się tak spać, mam nadzieję, że Maleństwo będzie lepiej spało.

Jutro zaczynam biegać, piszę to bez przekonania. Ale  sto metrów od mojego mieszkania jest pełnowymiarowe boisko do biegania z bieżnią.  Może właśnie trochę sportu mnie uzdrowi i wyzwoli energię witalną. Niewyspanie, siedzenie przed komputerem, garbienie przy karmieniu, spanie na jednym boku, bo Maleństwo nad ranem domaga się spania na środku naszego łóżka. Biodro mnie boli i prawa strona kręgosłupa. Wstyd się przyznawać, musze jakąś gimnastykę zacząć uprawiać. Może się jutro wyrwę . Pewnie jedno okrążenie zrobię i zdechnę z zadyszką. Mam nadzieję, że karmiącego biustu nie zawieje i ten się nie urwie.

Brakuje mi tańca, mojego ulubionego, nieprzymuszanego ruchu, ale brakuje mi też ruchu w ogóle. Spacery są codzienne, ale to jest za mało, kręgosłup wysiada. Chcę wzmocnić masę mięśniową, poczuć trochę siły.

Doceniam, że jest to możliwe, jeszcze trzy m-ce temu mogłabym pomarzyć (tarczyca, tętno), byłam dętką – zobojętniała na wszystko – cieszyłam się z tego, że bez przystanku weszłam na drugie piętro. Teraz jest tych sił więcej, ale nadal mało. Jestem kompletnie nierozciągnięta. Może jutro spróbuję. Może się uda.

Myślę też o odstresowaniu. Widzę, że ten kołowrotek myśli na temat powrotu do pracy, opieki nad dzieckiem, funkcjonowaniu strony i e-booka plus brak kasy, wpędza mnie w taki stres i paraliż. Ta sytuacja dekoncentruje mnie na pisaniu. Świadomość niecałego miesiąca do końca urlopu macierzyńskiego rozbija mnie totalnie. Inne miałam plany niż powrót do pracy. Ale dobrze o tym już wiecie.

Z drugiej strony, wiem, że może pierdolę trzy po trzy, bo gdybym nie miała na chleb, to ta praca byłaby błogosławieństwem. Punkt widzenia zmienia się z punktu siedzenia . Hmmm,… To jest  prawda.

Tak szybko się przyzwyczajamy, że  nawet coś , co kiedyś się ceniło i człowiek cieszył się z tego, dzisiaj jest smutnym obowiązkiem, koniecznością.

Muszę wyluzować. Może wybiegam ten stres, frustrację. Może znów będę mogła myśleć o nowych opowiadaniach z pełnym oddaniem, zaangażowaniem. A poddam się temu co będzie. W końcu co ma być, to będzie… Skupić się spokojnie na tym ,co mogę zrobić teraz.  Na e-booku.

Zaraz wejdę na skrzynkę i napiszę do pani w sprawie e-booka. Oby. W końcu. Od dwóch dni nie mogę tego zrobić.

14.07.2015

Przebiegłam sześćset metrów!

20.07.2015

Czas przecieka mi przez palce. Starszy na obozie, obiecywałam sobie wiele, a tu wiele nie wynika. Gotuję, piekę, piorę kołdry i poduszki, dobra pogoda jest, to schnie. Opiekuję się Najmłodszym, który zrobił się ruchliwy, chce wstawać. Mało śpię w nocy. Osłabiona jestem, dzisiaj wstałam z bólem gardła, zaglądałam i czerwone ono jest, zanadto.

Brakami własnych postępów, a przede wszystkim brakiem możliwości ich czynienia, przez wyżej wymienione punkty, podłamana jestem, nie potrafię się spiąć. Rozjeżdżam się jak zużyta miotła. Zasypiam na sofie przy komputerze, nogi mnie bolą, jest druga faza cyklu. Chce mi się jeść na przemian czekoladę i słone paluszki.

Jest dwudziesta trzecia dwadzieścia dwa. Nie biegałam od ostatniego razu.

21.07.2015

Już wam kiedyś pisałam jak krucho jest z forsą. Dobrze, że teraz warzywa są takie tanie, np. ziemniaki na targu po sześćdziesiąt groszy. Ziemniaki młode, pyszne. Nie dość, że tanie, to możliwości ich użycia i wykorzystania są nie do przecenienia. Już dawno myślałam o napisaniu ody do ziemniaka.

Ziemniak wiele razy ratował naszą rodzinę, czy moją w dzieciństwie, która posiadała własne ziemniaki. Jesienią urządzało się wykopki u nas i u babci, no i się zbierało. Z siostrami konkurowaliśmy na znalezienie największej sztuki i druga kategoria: najśmieszniejszej.  Każdy maił swój wykopany rządek do obzbierania i po dwa wiadra na segregację, na ziemniaki małe, dla zwierząt i normalnej wielkości. Później, po zwiezieniu ton ziemniaków z pola, na zakończenie piekło się te ziemniaki w garze razem z buraczkami , marchewką, koperkiem, cebula, boczkiem i kiełbasą, na liściach kapusty, w dużym garze, przystosowanym do pieczenia pieczonek na ognisku, bo u nas tak ta potrawa się zwie. Lub robiło się placki tarte z dużą ilością młodej cebuli.

Ziemniaki, którą miałyśmy całą piwnicę, ratowały nas zima, np. nie raz po szkole, jak mama była w pracy, robiłyśmy frytki.

Ziemniaki bardzo mi smakują, np. teraz cienko oskrobane i ugotowane uwielbiam jeść z koperkiem i buraczkami oraz jajkiem sadzonym. W innej wersji młode ziemniaki ze skórką, zapiekam w piekarniku z rozmarynem i innymi przyprawami. Mniam. Nie mówiąc już o bazie zup, np. barszczu białego, żurku, który ja gotuje bez mięsa, bo prócz ryb nie jadam innego, więc te ziemniaki są ważne i koniecznie dużo majeranku!

Placki ziemniaczane, frytki, kluski śląskie i tarte, pieczonki pieczone na gazie bez mięsa w garnku żaroodpornym, też na liściach kapusty, z suto okraszone koprem i polane olejem zamiast smalcu. Do tego kefir i żyć nie umierać.

Ziemniaki, duże sztuki, podgotowane i zapiekane w foli, podawane z sosem , np. czosnkowym. Ziemniaki pieczone w popiele żaru ogniska. Zjadane gorące z solą. To był smak. Mój smak dzieciństwa. Robiliśmy ognisko przy drodze, przy pniu wyciętej topoli, parzyliśmy sobie palce tymi ziemniakami i biegali po nocy z patykami z upalonymi końcówkami od żaru i takimi pisakami pisaliśmy esy floresy na niebie. Było pięknie i taki kontakt z naturą, do tego prawdziwe poczucie wspólnoty. A teraz wszędzie wysokie płoty  z tabliczkami: uwaga zły pies. Każdy w domach pozamykany.

I bynajmniej ziemniak, to nie jest tani zapychacz! Ziemniaki bez tłuszczu są bardzo zdrowe i mało kaloryczne. Ciepłe ziemniaki, nie omaszczone niczym, saute, leczniczo działają na bolący żołądek. Zajadajmy się młodymi ziemniakami. Są tak powszechne, że aż zbyt mało doceniane w Polsce.

O! A ziemniak ze śledziem w oleju! To dopiero jest zestaw, obowiązkowy. Ciekawa jestem Waszych ulubionych potraw z ziemniaków.

Oddam królestwo za dobrego ziemniaka

              Książka dla dzieci właśnie jest w trakcie korekty, po jej zatwierdzeniu przeze mnie, zostanie oddana do konwersji i to potrwa tydzień.

Dzidzi raczkuje!

22.07.2015

Nie pisałam tu o Grecji, o tym całym cyrku z zadłużeniem, wychodzeniem ze strefy Euro i wchodzeniem. O tym medialnym balonie. Referendum. Tu mnie trafił szlag, bo post factum okazało się, że wydane sto milionów Euro przeznaczone na referendum, zostało wyrzucone do kosza. Grecy opowiedzieli się przeciwko Unii  w referendum, a ich premier Tsipras ostatecznie przystał na warunki postawione przez Unię w negocjacjach. To po co było to referendum? Ten cyrk ? Pytam się?100 MLN MOGŁO RÓWNIE DOBRZE PÓJSĆ NA SPŁACENIE DŁUGU lub na chore dzieci.

Dziś kolejna wiadomość- o sprzedaży wysp. Johnny Depp kupił jakąś mała bezludną grecką wyspę, kolejną zamierza Angelina Jolie. Akurat ona, społecznica wielka, dlaczego węszy na czyimś kryzysie własny biznes? Dlaczego Grekom nie pomoże, a już chce ich rozkraść… to nic, że za kasę i że zapłaci podatek. Po prostu nie wszystko jest i nie powinno być na sprzedaż.

23.07.2015

Nasze mieszkanie usytuowane na drugim, ostatnim piętrze jest w dobrej lokalizacji, wśród zieleni. Tylko z okna balkonowego, częściowo w oddali jest przed nami widoczny w jednej trzeciej jego części, następny blok. Akurat  jest to jego strona południowa, cala w balkonach. Ile to można się dowiedzieć z tych balkonów po kilku miesiącach mieszkania.  Te balkony obiektywnie są wąskie, a długie, tak, że lokatorzy muszą siedzieć jak w tramwaju, w rządku, wianuszek wokół stolika już nie jest możliwy. Na ścianach zewnętrznych większość ma zainstalowane sznury na pranie, nieliczni wynoszą przenośne suszarki.

Nie znam tych ludzi, nie wiem gdzie pracują i ile zarabiają. Ale inne rzeczy o nich wiem.

Pani z parteru nosi bieliznę 4XXXl, bo na sznurze wiszą co chwila ogromne majtki i koszule nocne. Lubi też kwiatki, niezliczona ilość kwietników, doniczek na poręczy i posadzce. Pani z naprzeciwka ma drewniana ławkę, i kwietnik z pnia brzozy na którym czerwienią się pelargonie. Lubi siadać na tej ławce w weekend i się opalać, odwracając twarz za słońcem, gdy ono zmienia kierunek. Pani obok niej samotnie wychowuje córkę, chyba. Bo są we dwie. Ascetyczny wygląd balkonu, pusty, nie licząc sznura na pranie. Lubi ona rano wychodzić na balkon z okrągłym lusterkiem i oglądać swoją twarz i pierwsze siwe włosy. Jest ładna, ma indiańską urodę i figurę nastolatki. Ładne ciuchy, indiańskie, suszy na sznurze.

Pani z drugiego piętra ma dwie córki, na oko – gimnazjalistki, jest bardzo dobrą gospodynią, co chwila wietrzy kołdry, owcze skóry, wynosi pranie i biega z konewką podlewając kwiaty, które pomiędzy suszarkami wyglądają promieni. Na ostatnim piętrze mieszka fajna rodzina, małżeństwo ze stażem, wieczorami siadają przyklejeni do murów z  napojami  i gawędzą ze sobą, wyglądają na szczęśliwych i mających o czym ze sobą rozmawiać!

Czym starsze lokatorki, tym bardziej balkon ukwiecony.  Jedna starsza pani lubi obierać warzywa na obiad na balkonie. W większości królują kobiety.

Inna szalona matka o szóstej rano rozwiesza pranie, i prań w ciągu dnia robi kilka, bo zmienia je na nowe, jak podeschną, te wyrzucone trzy godziny wcześniej.

I żeby nie było, nie siedzę z lunetą przy oknie, jak karmię małego, czy się z nim bawię i patrzymy na okno, czy na balkonie nie ma ptaszków, i.t.p. W przelocie, kiedy sama wyjmuję pranie, po prostu się zauważa. Już wiem, kto gdzie mieszka, jakie lubi kwiaty i jaki ma gust po roletach, firankach, ciuchach; poza tym, nie wiem nic. Ale mam taki spektakl marionetek codziennie. Występują na swych małych scenach. Gdy się siedzi w domu, to się zauważa takie rzeczy.

23.07.2015.

Złapałam się na tym, że ja piszę o pisaniu, o znajdywaniu na nie czas z jakimś kompleksem. A przecież to jest praca.

Nie chcę rodziny, dzieci okradać z czasu, który według mojej oceny powinien być im poświęcony, jednakże jak pójdę do pracy, do biura, moja absencja będzie usprawiedliwiona, bo co? Bo przyniosę forsę?

A gdybym dostawała pieniądze za pisanie (to też jest praca), to dalej miałabym takie poczucie winy z tym czasem i pisaniem, a inni problem, czy już nie?

Gimnastykuję się z tymi planami, wykrawaniem czasu na pisanie, pobudki o czwartej, przy nocy poszatkowanej karmieniami piersią. A tak naprawdę, wystarczyłoby, gdyby niania przyszła na trzy, cztery godziny dziennie do Młodszego, a ja mogłabym się wyłączyć i pracować przy laptopie ten czas, z rana. Jak Starszy będzie w szkole. Tylko, kto to za to zapłaci? Kto dołoży do tego nieopłacalnego biznesu nikomu nieznanej dziewczyny z manią pisarską?

Przecież tak pracują mamy, mające np. własne firmy, albo teściowe i mamy bawią dzieci (z obserwacji), albo nianie lub przedszkole dla starszych. Gdybym miała ten komfort, np. trzy godziny na pisanie, ale nie po to, by myśleć o tym, że muszę ugotować i puścić pralkę- czas przeznaczony wyłącznie na pisanie. Byłoby to coś pięknego. Z pewnością dużo  więcej bym stworzyła.

A tak? Z poczuciem winy, wywołując stan nieprzytomności umysłowej na następny dzień, piszę po nocy, wyrywam te chwile, bo na nic innego nie mogę sobie pozwolić ani liczyć. „Umiesz liczyć? To licz na siebie” jest takie powiedzenie. Prawdziwe.

27.07.2015

Dostałam książkę po korekcie do akceptacji. Nie z  wszystkimi poprawkami się zgadzam, toteż napisałam do pani z wydawnictwa, z którymi tak, a którymi nie. Robi wrażenia taka korekta, wypunktowane  błędy, najczęściej szyk w zdaniu. Niektóre przymiotniki pozmieniane, z czym częściowo się nie zgadzam. Zbyt szkolnie mi się wydaje, a nie o to chodzi w pisaniu. Jak słyszę melodię zdania, to wiem, że jest dobrze, odpowiednio. Jest to niewątpliwe pierwsze moje doświadczenie tego typu.

Napisałam również krótką notkę o książce do zapowiedzi i promocji. Dostałam maila zwrotnego, że pani do dwudziestego dziewiątego lipca jest na urlopie. Dopiero po tym terminie liczę na odpowiedź i ustosunkowanie się do mojej oceny korekty i poprawek, no i ta konwersja powinna ruszyć, także premiera nie wcześniej niż po trzecim sierpnia. Ale to wszystko się przedłuża.

A teraz będę czytać wybór własnych opowiadań, raz jeszcze  i mam zamiar rozesłać je po wydawnictwach. Może do końca lipca roześlę chociaż część.

29.07.2015

W grubym zielonym brulionie pisałam adresy i wymagania dwudziestu dziewięciu wydawnictw. Tak porządnie, żeby nie szukać w przyszłości ,tylko mieć gotowe, pod ręką i wysyłać w razie potrzeby. Poszukiwanie i wypisywanie zajmuje bardzo dużo czasu. Większość przyjmuje propozycje mailowo, dwa wydawnictwa  chcą wersję papierową.

Zaskoczył mnie czas oczekiwania na odpowiedź. Na  przykład Wydawnictwo Literackie daje na odpowiedź pół roku. Uważam to za przesadę.

31.07.2015

Pani z platformy  Rozpisani namawia mnie na książkę papierową. Nie wiem, czy to taka kokieteria,  czy prawda, że tak jej się bajka podoba. Pani napisała, że szkoda tak fajnej bajki tylko na e-booka, bo te sprzedają się gorzej, a poza tym jest okładka, no i że pogada z typografem, może za pół ceny zgodzą się mi taką ofertę przygotować.

Schlebiło mi to, nie ukrywam. Mam nadzieję, że nie jest to tylko chęć zarobku, a prawda.

Jutro pierwszy, i żołądek mi skręca na myśl o sierpniu, ostatni miesiąc macierzyńskiego…

……………………………………………………………………………………..

Jeśli mnie czytasz, zachęcam do postawienia mi kawy.

Dziękuję!